niedziela, 30 lipca 2017

Wakacyjne ulotnienie mózgu

Witam, witam, Was.
Ostatnio opuściła mnie wena i w sumie nie miałam pojęcia o czym pisać. Pusty umysł, kompletnie.
Prawdopodobnie spowodowane było to zmęczeniem i brakiem czasu, ponieważ przez jakiś czas chodziłam do pracy. Przygoda z salonem sukien ślubnych już się skończyła, tak więc czuję, że moja wena odzywa się i że w najbliższym czasie pojawi się tu jakiś fajny, sensowny i produktywny wpis. Owszem, mogłabym napisać o tym jaki ciuch czy nowy kosmetyk kupiłam sobie w ostatnim czasie i lać wodę jaki jest super, ale czuję,  że to nie ma sensu i nic nie wnosi do mojego życia, ani do Waszego.
Możecie mi pomóc pisząc w komentarzach o czym chcielibyście się dowiedzieć lub podsunąć fajny temat, w którym mogę się trochę rozgadać, wyrazić swoje zdanie i zmotywować choć jedną osobę do refleksji lub do zrobienia czegoś produktywnego.

PS Od dziś można znaleźć mnie na "Sarahah" czy jako to tam to jest. Jeszcze nie ogarniam tego nowego wynalazku, ale myślę, że w krótkim czasie dam radę.
Nazwa: vstaaa

Pozdrawiam serdecznie. Życzę gorącego, szalonego lata i wakacji.

sobota, 15 lipca 2017

Związki przez internet, czyli fenomen XXI




Związek przez internet rozumiem jako relację dwóch osób, którzy poznali się w internecie i nie widząc się nigdy w życiu, podjęli decyzję o bliższej relacji niż koleżeństwo lub zwykłe pisanie; i nigdy w życiu nie widzieli się na żywo, „będąc" ze sobą miesiącami lub nawet latami. (Nie mylić ze związkami na odległość).
Osobiście nie rozumiem jak można, być w takiej relacji i jestem zdania, że nie da się pokochać nikogo, nie widząc się z nim twarzą w twarz nawet razu. Poza tym związek potrzebuje czułości i rozkwitu; przytulania, wspólnych wyjść i patrzenia sobie w oczy. Trzeba czuć bliskość drugiej osoby, lecz jest to moje skromne zdanie.

Próbując zrozumieć ten fenomen XXI wieku, pytałam przypadkowych ludzi w internecie na różnych czatach O to, czy byli w takim związku i jak nie, czy mogliby być.

Nie trudno było znaleźć osobę, która jest, była w takiej relacji. Można więc obliczyć, że co drugi nastolatek decyduje się na taki rodzaj związku.
Próbowałam też znaleźć zależność w tym wszystkim. Niestety nie znalazłam nic konkretnego. Wiek nie ma tu nic do znaczenia. Bywało różnie między 14-22 lata. Najczęstszą przyczyną pojęcia się decyzji o związku przez Internet jest odległość. Osoba, w której się zakochali mieszka zbyt daleko itp. A czy to była prawdziwa miłość? Zapytani odpowiadali, że nadal mogą powiedzieć, że byli zakochani i to była prawdziwa miłość, a niektórzy gotów byli podjąć kolejny raz taki związek w internecie. Owszem odpowiadali, że brakowało im tego ciepła i spotkań, ale mimo to nadal w tym trwali i nie były to krótkie, przelotne związki. Trwały nawet po 1,5 roku lub kilka miesięcy. Rzadko kiedy można spotkać długie związki w prawdziwym życiu, a okazuje się, że w Internecie jest ich mnóstwo.
Co może kierować takimi osobami? Może samotność i strach przed prawdziwą relacją. Może takie osoby są zbyt nieśmiałe, ale według mnie nic nie jest nawet wtedy przeszkodą, by nawiązać zdrową, prawdziwą relację. Może to po prostu chęć posiadania? Trudno stwierdzić.

Osoby niebędące i niechcące nigdy być w związku przez Internet na pytanie " dlaczego? " Odpowiadały, że to dziecinne i niedojrzałe lub, że bez widywania się to nie ma sensu. Ja w jakimś stopniu też tak uważam. Naprawdę jestem zdania, że nie można zakochać się przez internet, nie widząc nigdy na oczy drugiej osoby. Owszem można poznać kogoś w internecie i spotkać się na randkę i po spotkaniu lub po kilku podjąć decyzję o rozwoju sytuacji i przejść "na wyższy poziom".To dla mnie jest w 100% normalne I na miejscu, ale tak bez spotkania? Nie widząc nigdy kogoś na żywo, powiedzieć kocham Cię? Tęsknię? Nie umiem sobie siebie wyobrazić w taki sposób.

niedziela, 9 lipca 2017

Co tak naprawdę znaczy V.sta?



Wiele osób na Instagramie, GG i Facebooku pytało mnie już o to, dlaczego prawie wszędzie mam taki nick i czemu mój blog się tak nazywa. Niektórym zdradziła już rąbek tajemnicy, a niektórych ciekawość zaspokoję tym postem.

Jest to dość nietypowa nazwa, przyznam i nie jest ona rzuconych ot, tak słowem. Czyta się to tak naprawdę fałsta" (odrobinę niezgodne z gramatyką, ale cóż...).
Słowo fałsta" to wymyślony przeze mnie skrót od imienia Faustyna, które jest moim drugim imieniem. Wybrałam je sobie w czasie bierzmowania, zapożyczając od Świętej Faustyny Kowalskiej, która bardzo mnie inspiruje.

Pierwsza sylaba skrótu fałsta"to fał" czyli tak naprawdę to V". Dodając resztę wyrazu i kropkę między sylabami wychodzi V.sta", czyli nazwa bloga i mój nick na wielu kontach w różnych portalach.
To dość skomplikowane i chyba nikt oprócz mnie nie domyśla się tego i nie rozszyfrował przesłania.

Tak, więc jeżeli mnie gdzieś szukacie to najprawdopodobniej, znajdziecie pod nazwą v.sta lub glam.ert.
Glam.ert jest tak naprawdę przekształconym słowem glambert, a glambert to fan Adama Lamberta.

Swoją drogą... ktoś wybiera się na koncert QUEENBERT w listopadzie w Łodzi? Mam nadzieję, że uda mi się tam być zwłaszcza teraz, gdy Adam będzie stosunkowo blisko Poznania.

Zostawiam jeszcze na dole odnośniki do różnych portali, na których jestem aktywna. Zapraszam do czatowania na gg i obserwowania na instagramie, snapie (można na bieżąco dowiadywać się o nowych postach na blogu).

Instagram: _v_sta_
Snapchat: glam.ert151
Gmail: glam.ert1531@gmail.com
GG: 61812901.

czwartek, 6 lipca 2017

Co daje ludziom fejm?

Wakacyjna nuda dopadła nawet tak aktywnego człowieka, jak ja, tak więc postanowiłam poruszyć na blogu jakiś ciekawy temat. Mimo tego, że jestem konsultantką Avon nie lubię pisać o kosmetykach jak większość blogerek w dzisiejszym świecie internetu. W myśleniu o tym, o czym napisać post dopingowała mnie moja przyjaciółka, która domagała się postu o cyckach. Doszłyśmy do wniosku, że w sumie to mógłby być hit. W dzisiejszym świecie wystarczy w sumie w ciekawy, śmieszny sposób pokazać swój zad w internecie. Od razu sypią się pożądane like i udostępnienia. Tak jest wszędzie; na Instagramie, Facebooku, Youtubie i na wielu innych portalach.
Na wyżej wymienionych portalach, jak i na blogach wszelkiego rodzaju istnieje też zjawisko fejmu i wszystkie te like za like, kom za kom i obs za obs. Po co to? Ile jest wart dla nas ten jeden ruch palca w przycisk like? Tak dużo, że trzeba o to prosić lub to kupować? Jeśli aż tak bardzo to pomyślmy o tym, że przecież tej osobie nie musi się podobać nasze zdjęcie, film, jeżeli ulega naszej prośbie lub wchodzi z nami w relacje like za like i robi to tylko przez to, że o to prosimy (czasami wręcz błagamy). To bumerang, który sami rzucamy bez sensu. Już nie smakuje tak bardzo to tysiące like? I okazuje się, ze w sumie to każdy ma gdzieś to, co robimy. Osobiście mi ogląda się lepiej te moje kilka wyświetleń i komentarzy zdobytych uczciwie i szczerze. Wtedy mam czarno na białym ile osób tak naprawdę docenia moją pracę. To epidemia dzisiejszego świata. Każdy chce być popularny za wszelką cenę i w jakikolwiek sposób nie zważając na cenę tego wszystkiego. Rozumiem to, z każdy (ja też) chce sprawdzić swoje możliwości w tej dziedzinie. Najczęściej w przypadku gdy blogowanie lub yt nam nie idzie piszemy like za like i nagle mamy dużo subów i wyświetleń. Najgorsze jest to, że niektórzy cieszą się z tego i nadal myślą, że to, co robią, kogoś obchodzi. Bo to wręcz niemożliwe by w relacji kom za kom ktokolwiek przeczytał twój post. Zostawi tylko komentarz cos w stylu „nieźle oby tak dalej „, „fajnie, czekam na kolejny ", "bardzo mądrze napisane podoba mi się „.

Ja ten blog założyłam w sumie po to, by wyrazić swoje, skromne zdaje, które nie musi obchodzić każdego, podzielić się tym, co robię w swoim życiu, a może i nawet inspirować do podobnych zachowań, aktywności i skłonić do refleksji.

Może na koniec tak by mojej przyjaciółce nie było smutno przez to, że tak mało napisałam i cyckach.
Krótka ballada  ,którą pewnie zna już każdy, ale cóż to tak z miłości.